Straciłam rachubę czasu, albo raczej przegapiłam moment kiedy to z 1 grudnia zrobił się 7. A właściwie kiedy skończył się listopad.
Kiedy czynności do wykonania > dostępny czas.
Ostatnio wszystko zlewa mi się w jedną całość, znajomi mieszają się z pracą, problemy z uczelnią, uczelnia z pracą, praca z problemami i bałaganem i związkiem i jedzeniem i uczelnią.
Czuje, że straciłam ostatnio kontrolę. Że nagle wszystko się po prostu pomieszało, bo nie było czasu na odkładanie na swoje miejsce i poprawianie. Do świąt coraz bliżej. A ja znów boję się ich "magii".
W sumie to nie boję się niczego tylko raczej jak sobie z tym poradzę.
Tym czasem myślę, że to dobry moment żeby pójść na spacer, a po powrocie zacząć sprzątać. Kierunek Kosmos.
Cytat z mojego nowego uzależnienia:
"Jesteśmy na 100% pewni, że nie mamy pewności"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz